[Zwrotka 1: ZetHa]
Dedykuję to wszystkim, co chcieli mnie zgnieść
Oraz tym, co od zawsze powtarzali, że zgniotę
To dla tych, co wróżyli mi szybką śmierć i dla tych, co wróżyli mi flotę
Nowy deal, hajs za rym, oddaję długi, odkładam na potem
Dlatego latam tam i z powrotem, ogarniam szmaty, ogarniaj chołotę
Twój idol dzwoni po zwrotę, tu się sporo zmieniło, kolego
Teraz jak twój idol dzwoni po zwrotę, oznacza to, że ja dzwonię do niego, ej
Dzieciaki ode mnie z osiedla dobrze wiedzą, co to siuwaks i bletka, ej
Dzieciaki ode mnie z osiedla mówią, że mało, że chcą być jak ZetHa
Jak wpadam, to nie miej mi spięć, ile bym nie wziął, to spłonie przez noc
Gdy ona wpada, to palimy jazz, wtedy mówi mi, że lubi się rżnąć
Ona nie chce robić sobie ze mną zdjęć, ale mówi, bym nakręcił jej film
Nie interesuje jej żaden związek, a mnie interesuje taki deal, deal
Ja zawsze chciałem tak żyć, a teraz żyję, więc proste, że micha się cieszy
Chyba musiało mnie zryć, żebym dostał to, co mi się, kurwa mać należy
Nie skuma ten, co nie przeżył, tak jak ten, co nie miał kłopotów
To właściwy czas, jestem gotów, Zet i Ha, głos kieleckich bloków
[Bridge: Miły ATZ]
Jeje, jeje
ATZ, GPC, sprawdź
Yo, yo
[Zwrotka 2: Miły ATZ]
Ja katuje UKG, deep dubstep, grime
Jungle, dub, bassline
Ty czujesz lęk, u nas w górze leng
Na ustach liryczny skeng
Twój DJ zmiękł, pije cuba libre gdy testuje dźwięk
W kiblu przed lustrem testuje wdzięk
Nucąc, że dziś w klubie będzie bang
A my wpadamy do tego klubu po tygodniu
Scena płonie w ogniu, a ty wannabe
Nie masz vibe'u jak Slick Don
Nie masz jak Killa P, nie ma nawet szansy, która się tli
Wrzucam na śmietnik twój shit
Nie masz wajbu jak Sensithief, nie masz jak Collie Weed
Choć twój sweetboy selecta bierze za to kwit
Twój sweetboy selecta nie jest nawet o.k., nie jest nawet git
Mój zgarnia next reload za przejebany bit
Bo Atz to zawsze przejebany bit
Twój menago mówi: "Nagraj banger"
Jego to alt, control i delete, kiedy powstaje kolejny lenger, padasz jak kręgiel
Kiedy biorę się za taki bit, nie spierdolę tego - safe
Jestem trochę dubbyhead, trochę oldschool rave
Aty jesteś pionkiem, ty i twoi fellaz
Nie masz vibe'u jak Toddla T, nie masz vibe'u jak Newham Generals
Chociaż pewnie chciałbyś mieć nieraz
A ja mam, nie raz, nie dwa
Częściej niż ty łapiesz za mike
Bo siedzę w tym gównie dwa cztery h
Razy siedem, albo trzy sześć pięć
Więc robię wciąż za szeryfa
Raz się... raz się wygrywa
Tracimy kontakt znów coś przerywa
Atz pływa, bo katuje UK, G Rap, Reggae, dance hall
W chacie, w aucie, przed imprezką
Twój shit znów jebie eską
Wracasz do domu z łezką
A za mną to chodzi non stop
Od murów liceum do dziś gdy jadę S'ką
Jadę z pracy do pracy na zakupach w Tesco
Kupię se bacardi czy whatever
Nigdy nie kojarz mnie z klęską
Kojarz z gadką, co rusza dancefloor
Jak lemura z fontem i kreską
A wam to nadal idzie kiepsko
Nie masz vibe'u jak Frisco
Ja to wciąż surowych brzmień dziecko, do nich mi blisko
Twój sound brzmi jak disco
Moja sekta od Birmingham po Jamaica, Kingston
ATZ znów nakurwia solo, bo powraca stale do domu jak Flintstone
Muzycznie przy mnie jesteś pizdą
Morduję skille, morduję playlistą
Mówiłem już, nie jesteś grimey
Morda na klucz jak chcecie być fajni, bless
[Bridge: Augustyn]
Je, Augustyn, Młode Wilki
[Zwrotka 3: Augustyn]
Z tego to wynika, że niewiele więcej wiem
Nie wiedziałem o co chodzi, nie wiedziałem co jest pięć
Nie wierzyłem w to, że będę kiedykolwiek czysty, ej
No bo byłem zagubiony no i porobiony gdzieś
Dziś łapię za mic ten, po to, by te historie przelać na papier
Bo kiedy byłem na dnie, jedyne, co słyszałem, to od spodu w nie pukanie
To siadło mi na banie, no bo stałe fazowanie było całym światem dla mnie
Temat za tematem i THC, czasem białe, no i kodeina w sprite'ie
By stale na fazie mieć banie i z kacem nad ranem
Udawać że żyję normalnie, kłamanie mamie, że to nie anomalie i że jej tylko się coś wydaje
Widziałem niewidzialne postacie na ścianie
Że sam sam już nie wiedziałem, czy to dzieje się naprawdę i czy to halucynacje
Że nagle... Nagle! (Co?)
Nagle kot w ubraniu rekina tańczy sobie na odkurzaczu
Jak mrówkojad Salvadora Daliego wciąga mrówki z piachu
Nie gwałcę majkiem łaków, wolę pielęgnować cnoty
I nie chodzę w spermobujczych rurkach jak rajstopy
Dotleniony ptak mimo jaj niczego nie złoży
No, bo nie ma czym oddychać, czas rozpinać rozporki
Bo w miarę ambicji wielu, w za ciasnych butach chodzi
Że aż stopy bolą ich, że żaden nigdzie nie dochodzi
Nie jestem zboczony, choć byłem z drogi zboczony
Byłem młody, no i wszedłem w zło przez wszystkie możliwe otwory
Demony we mnie, pomazaniec poskromił
Bo, bo, bo jemu będą bić pokłony!