Guzior
Sen na jawie
[Zwrotka 1]
Jestem na szczycie świata
Wyławiam z nad chmur wiatr
Gdzie się na trzecie składa się mój stan
Jak gra słów, zdań
Których składnie formuję na niebie na level wysoko
Jak nie wiem gdy miałem bucha z blanta
To ma być idealne lecz nie jest, nigdy nie jest #DżumaGranda
Męczy mnie to wieczny detoks
Palić nie będę pić też nie
Miękki beton pieprzyć detoks
Wezmę jeszcze, dzięki nie jest mi lżej
Jesteś remedium na cieższe poranki zaręczam
Me medium do tamtych paru wymiarów odkręcam
Slow-mo, monotonność, poligamia, więc przechylam
To nie wolność choć zdaje się wydawać jakby nią była
Wszystko leje się jak woda, he
Umysły są na to podatne
Kleje to tak że przyprawia o zawrót głowy #butapren
Restartuję tę rapgrę
Pierdolę nie robię save-ów
Nagnę blantem rzeczywistość
Weź człowieku stestuj ten luz
Fioletowy spowalnia, przezroczysty przyspiesza
40-sto% to tego roztworu do gardła to wlewam by ból mi uśmierzał
[Zwrotka 2]
Jest parę rzeczy, które leczy moją duszę, niszczy ciało
Muszę grzeszyć – nałóg
Rzeczywistość, którą widzę – halun
Ten kwas osiadł gdzieś w psychice i nie widzę nic poza nim
Biję się z głosami w bani
Krzyczę, zanim mnie to strawi, czaisz?!
Czasem za nic nie jarzę jak działa to na mnie i jak mną manipuluje
Pulsacyjnie uderza w neurony
Algorytm się jebie jak nie wiem
Złość bierze tu górę
Pruję przez chmurę w mych płucach
Wystudzam się szlugiem. To głupie, tak lubię, zarzucam
Swoiste smoliste płaszcze na płucach i nucę
Ten track, który przy szlugu zanucam
Jestem zły i jestem niezły w tym
Nawet cierpkie ciężkie łzy wywołam u ciebie
I cię zostawię... z tym
Sam budzę demony tu we mnie
Nie łudzę się. Wiem, że to jest, ziom, jebnięte
Przez pryzmat denka butelki się przyznam, że trudno nie dostrzec tu piękna ucieczki

[Hook x2]
Słońce przebija przez kurz w powietrzu
Dalekiego rażenia są promienie
Światło nadzieje rodzi ślepców
Nabieram się na marzenia wciąż gonię je
Pragnienie spełnienia ich
Wspomnienia mi spopiela dziś skronie me
A schronienie niegdyś miały między nimi płomienie