[Zwrotka 1: Gibbs]
Coraz więcej natłoku, mało ciszy, ale mocniej można odczuć
Chodzę po linie uplecionej z moich kosztów, szukam równowagi między stopniami na podium
Nie potrzeba rozgłosu, muza to robi za mnie w moim audytorium
Chowamy się za dnia, szukaj nocą tropu i znika nam czas, głównie z jednego powodu
Hikikomori, dopóki czas mi ran nie goi, muszę się troić, żeby muzą koić fanów swoich
Ciężko oddzwonić, kiedy żyjesz tylko w polifonii, SMS'y po nic, byle tylko dobry numer zrobić
Jedni mnie tracą, inni dziękują, że u nich jestem, biegnę maraton stojąc nieruchomo jednocześnie
Prowadzę dialog, monolog wraca do mnie echem, sinusoida — jestem zero albo jeden
[Refren: Gibbs]
Mam chęć, by zniknąć już na stałe
Posłuchaj, to nie jest ostatni raz
Każdy ma swoją równowagę
Proszę, już nigdy nie oceniaj nas
[Zwrotka 2: Opał]
Gdzie jеst balans, jeśli muszę biec, by czuć się wolny?
Przeżеgnałem się i pożegnałem już ten konflikt
Więc na nowo nie możemy się już w oczach odbić
Polubiłem już samego siebie w samotności
Znowu ubraliśmy lęk, ale zdążyłem go znosić
Przebiorę go w sens potem zwykłej codzienności
Przyniesiemy dzień, kiedy noc się nie chce kończyć
W zamian, proszę, złap mnie, jeśli pomyślę, by skoczyć
Znaleźć odrobinę równowagi spadając
Jeszcze raz powiedzieć, że możemy być tak samo nieporęczni, jak kiedyś
I zagubieni, jak wtedy, ponownie odwiedzić siebie z tamtych, starych miejsc
Jeszcze raz przeżyć, no i ponownie uwierzyć, że od zawsze był potrzebny nam dobrze schowany cień
[Refren: Gibbs]
Mam chęć, by zniknąć już na stałe
Posłuchaj, to nie jest ostatni raz
Każdy ma swoją równowagę
Proszę, już nigdy nie oceniaj nas
Mam chęć, by zniknąć już na stałe
Posłuchaj, to nie jest ostatni raz
Każdy ma swoją równowagę
Proszę, już nigdy nie oceniaj nas